O Izraelu pisze się na ogół albo politycznie, albo turystycznie. Z tej pułapki Paweł Smoleński znalazł niezmiernie eleganckie wyjście. On pisze o tym, jak się żyje na co dzień w miejscu, w którym nawet to, co turystyczne, jest polityczne. W poprzednim tomie reportaży Izrael już nie frunie patrzył na to oczami swych żydowskich rozmówców. W Arab strzela... spogląda oczami arabskich Izraelczyków. Taka jest podstawowa różnica między tymi książkami. I jest to zarazem różnica jedyna. Jego żydowscy i arabscy Izraelczycy są bowiem do siebie nieoczekiwanie podobni. Nawet w poglądach: we wspólnym marzeniu, że któregoś dnia się obudzą, a tamtych nie będzie. We wspólnej, niechętnej akceptacji tego, że jednak będą. I w straszliwym zmęczeniu tym, że nic dobrego z tego wyniknąć nie może. [Konstanty Gebert]